Podstawą rozważań autora jest starożytna notka o wyprawie handlowej na północ, której celem miało być zdobycie dużej ilości bursztynu. W związku z walkami prowadzonymi między plemionami galijskimi odcięte zostało dotychczasowe źródło i konieczne było odnalezienie nowej drogi. Bursztyn, nazwany tak od niemieckiej zbitki słów oznaczających płonący kamień, w Rzymie nazywany był elektronem. Jego interesującą właściwością było przyciąganie niektórych lekkich przedmiotów po wcześniejszym potarciu. Późniejsze badanie tej właściwości dało początek odkryciu elektryczności, która swą nazwę wynosi właśnie od elektronu czyli bursztynu. Wyprawa zlecona przez Nerona przemierza dzisiejsze ziemie polskie, jednak w tamtych czasach zamieszkiwane one były przez plemiona germańskie, fińskie, łotewskie, a nawet celtyckie. Pierwsi Słowianie pojawili się tu dopiero w V w, a więc około 400 lat później. Autor wyznacza ewentualną trasę tej wyprawy i rozważa nazwy miejsc jakie widzieli i przetrwały w naszym języku. Temat ten jest jedynie pretekstem do snucia opowieści z własnej biografii, a także przybliżenia rzeczywistości pierwszych chrześcijan w Rzymie Nerona. Okazuje się, że gminy te były bardzo nieliczne, a ich filozofia życiowa bardzo różniła się od naszej. Wbrew pozorom mam dziś więcej wspólnego z ówczesnymi Rzymianami niż chrześcijanami. Wyznawcy Jezusa żyli w przeświadczeniu rychłego powrotu zbawcy, a tym samym końca świata. Nie przywiązywali więc uwagi do nauki, sztuki, a nawet budowania własnych rodzin.
Ocena: 3/5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz