W 1918 obie strony konfliktu na froncie zachodnim, zwanego obecnie I Wojną Światową, były już na granicy wyczerpania, jednak sytuacja Niemiec wyglądała znacznie gorzej. Po stronie aliantów dołączyli Amerykanie, którzy szykowali potężny zastrzyk nowych dywizji oraz sprzętu. Niemcy tymczasem redukowali składy liczebne swych oddziałów by tylko zachować liczbę dostępnych dywizji. 8 sierpnia 1918 roku rozpoczęła się kolejna ofensywa aliantów na wschód od miasta Amiens i obejmowała oba brzegi rzeki Soma. W akcji tej użyto ponownie, na wzór sukcesu spod Cambrie, ponad 400 czołgów, głownie Mark V, ale także lżejszych Whippet. W pierwszym dniu pozwoliło to dokonać niewyobrażalnych jak na dotychczasową skalę przełamań linii frontu. Sukces można też przypisać bardzo niskim moralne wśród oddziałów wroga, którzy w niektórych przypadkach wręcz setkami poddawali się w niewolę. Silny ruch komunistyczny w Niemczach zasiał ziarno buntu wśród żołnierzy, którzy swych walczących kolegów nazywali łamistrajkami oraz niepotrzebnym przedłużaniem wojny. Kolejne dni, głównie z powodu strat w czołgach oraz braku efektu zaskoczenia, straciły już początkowy impet, lecz wciąż pozwalały na zdobywanie kolejnych kilometrów terenu. Ostatecznie 12 sierpnia, po czterech dniach ofensywy, zakończono akcję. Od tego momentu do końca wojny pozostało już tylko 100 dni, w trakcie których Niemcy wycofywali się już notorycznie oddając prawie bez walki wcześniej zajęte terytoria. Sojusznicy Niemiec rozpoczęli już negocjacje pokojowe, ale ostatecznym ciosem był wybuch rewolucji, która w efekcie obaliła cesarza. Dalszy opór organizowano już jedynie w celu zdobycia karty przetargowej w trakcie rokowań. Dziś bitwę pod Amiens uznaje się za przełomową, ale aliantom wytyka się też sporo błędów. Po pierwsze nie byli przygotowani na taki sukces i z przyzwyczajenia szybko przechodzili w wojnę pozycyjną. Wciąż nie potrafili też właściwie wykorzystać zalet czołgów i ataki często wychodziły bez ich wsparcia, co wiązało się zawsze ze znacznie większymi stratami.
Ocena: 4/5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz