czwartek, 10 listopada 2011

W północ się odzieję - Terry Pratchett

Szesnastoletnia Tiffany Obolała musi tym razem stawić czoła czystemu złu narodzonemu niegdyś z inkwizytora ścigającego czarownice. W między czasie w Kredzie umiera stary baron, trwają więc przygotowania do pogrzebu i zapowiedzianego już wcześniej ślubu młodego barona Rolanda. W kulminacyjnej scenie Tiffany pokonuje zło w płomieniach płonącego ścierniska, a jednocześnie zaślubia młodą parę w pradawnym obrzędzie przeskakując z nią przez ogień. W każdym możliwym momencie swoją pomoc okazują Ciut Ludzie, choć nie zawsze przynosi to spodziewany efekt.
Książka, w porównaniu z wcześniejszymi częściami, jest znacznie słabsza, głównie pod względem fabularnym. Tak na prawdę niewiele się tu dzieje, zaś klimat jest znacznie bardziej mroczny niż ten do którego Pratchett zdążył nas przyzwyczaić. Z końcowego tekstu 'Od autora' wynika, że natchnienie na książkę przyszło z dziecięcych wspomnień o zającu uciekającym z pożaru. Jak dla mnie to troszeczkę za mało, widać jednak, że Terry jest na tyle dobrym rzemieślnikiem, by z czegoś takiego stworzyć standardowe 300 stron tekstu.
Ocena: 3/5


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz